czwartek, 22 października 2015

Nadal w matni uczuć

Nadal jestem i nadal tkwię. Są chwile szczęśliwości bo oboje się staramy. Są też chwile smutku i żalu.
Pamiętam, że był taki rok kiedy ciągle się kłóciliśmy. O najbardziej prozaiczną rzecz w życiu - o pieniądze. On mi wypominał, że za mało zarabiam. Ja płakałam i odpyskiwałam. Uspokoiło się. Przeszło.
Ten rok jest podobny. Znowu się kłócimy. Tym razem nie o pieniądze (aczkolwiek poniekąd też o nie chodzi) tylko o szkołę. Opłaca mi studia. Te same, które sam jakiś czas temu skończył. Założenie było takie, że po ich ukończeniu będę mogła zmienić pracę na lepiej płatną albo razem będziemy pracować z domu. Ostatecznie jest tak, że moje postępy są zbyt wolne. On domaga się, żebym sama zaczęła płacić za szkołę. A ja się miotam. Z jednej strony wiem, że jestem w stanie się tego wszystkiego nauczyć. Idzie mi to wolniej ale jakoś idzie. Powoli i opornie prę do przodu. Z drugiej strony wiem, że ze swojej pensji za nic na świecie nie dam rady opłacić tego typu uczelni.
Jak nie dam rady jej opłacić to marzenia o lepszej pracy pójdą w zapomnienie. Jak pójdą w zapomnienie to on sobie przypomni, że mniej zarabiam. Mało tego, że mniej zarabiam to jeszcze wyciągnęłam podstępnie od niego kasę na uczelnię, której nie skończyłam.
...i znowu zaczną się kłótnie o pieniądze....

Moje życie jest do dupy.

Osoby z zewnątrz zazdroszczą bo on dobrze zarabia i myślą, że to ma jakieś przełożenie na mnie. Myślą, że skoro jest taki troskliwy to mam życie jak pączek w maśle.

Otóż nie ma to przełożenia i nie mam tak dobrze. Wszystko to co widać na zewnątrz ja opłacam. Bo wszystko kosztuje i wszystko trzeba w jakiś sposób spłacić.

Terapia blogiem nie pomogła. Umówiłam się na wizytę do psychologa. Mam bowiem wrażenie, że straciłam kontrolę nad swoim życiem. Radość zgubiłam już dawno. Chciałabym ją odzyskać. Bardzo bym chciała. Tęsknię za nią.